Krętą ścieżką do Boga
Moja droga do Boga była bardzo skomplikowana. Rodzice byli niewierzący, a w szkole wychowywano mnie w duchu ateistycznym. Dopiero po reformach przeprowadzonych w naszym kraju (na Łotwie, włączonej w terytorium byłego Związku Radzieckiego – przyp. Red.) przez Gorbaczowa zaczęto uczyć prawdziwej historii. W prasie zaczęły pojawiać się artykuły związane nie tylko ze światem materialnym, ale również duchowym. Ludzie spragnieni Boga interesowali się wszystkim, co dotyczyło sfery duchowej i co przekraczało świat materialny.
Ja również zaczęłam zajmować się astrologią i jogą. Moje zainteresowania zaprowadziły mnie do sekty, której filozofia skupiała wszystkie religie świata. Wydawało mi się, że moje poglądy są bardzo nowoczesne i uniwersalne. Za pomocą okultyzmu, jogi oraz różnych ćwiczeń duchowych i fizycznych dążyłam do doskonałości, aby stawać się „bogiem”. Nie wiem czym by się zakończyło moje życie, gdyby nie wypadek z bliską mi osobą, którą zaangażowanie w sekcie doprowadziło do krytycznej sytuacji. Od śmierci uratował ją ksiądz wyznania rzymsko-katolickiego. Po tym wydarzeniu zaczęłam chodzić do kościoła katolickiego i mimo, że nic nie rozumiałam, trwałam przy Jezusie. Wierzyłam, że On ma moc uporządkować moje wnętrze.
W mojej drodze do Boga bardzo pomogły mi katechezy Neokatechumenatu głoszone po raz pierwszy na Łotwie w mojej parafii. Właśnie w czasie tych katechez poczułam powołanie do pójścia za Jezusem Chrystusem. Tam też zrozumiałam sens Eucharystii, nauczyłam się rozważać Słowo Boże, doświadczyłam wspólnoty, ciepła i serdeczności oraz osobowej miłości Boga, której wcześniej nie było mi dane poznać. W sekcie Absolut był zimny, abstrakcyjny, daleki…
Z Siostrami Wspomożycielkami zapoznałam się chodząc na spotkania młodzieżowe. Jedna z tych sióstr pracowała w mojej parafii jako katechetka. Podobało mi się ich ukrycie wśród świata, ale siebie samej tam nie widziałam. Od dziecka marzyłam o założeniu rodziny. Chciałam mieć dużo dzieci. Nawet zbierałam literaturę dotyczącą wychowania. O zakonie myślała moja rodzona siostra i nikt się temu nie dziwił, bo była bardzo poukładana i spokojna. Ja natomiast mam całkiem odmienny temperament…
Kiedyś rozmawiałyśmy o tym z siostrą i nagle powiedziałam: „Zobaczysz, że będzie odwrotnie”. To zdanie mnie samą zaskoczyło. Nie wiem dlaczego to powiedziałam… Potem mój ojciec duchowny kapucyn polecił mi zapoznać się bliżej ze Wspomożycielkami i zaraz nadarzyła się ku temu okazja. Otrzymałam od s. Margarity zaproszenie na jej śluby wieczyste, które miała złożyć w Polsce. Na wyjazd zdecydowałam się w ostatniej chwili. Wszystkim (i sobie samej) mówiłam, że jadę tylko zobaczyć jak siostry żyją i zaraz po ślubach wrócę, ale w sercu czułam, że będzie inaczej. Wzięłam też ze sobą tyle rzeczy jakbym rzeczywiście miała zostać.
Uroczystej Mszy św., w czasie której s. Margarita składała śluby wieczyste, przewodniczył biskup drohiczyński o. Pacyfik Dydycz – też kapucyn i to przez niego Pan Jezus „przekonał mnie”, że powinnam wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych. W kilka lat później już ja sama ślubowałam Chrystusowi miłość i całkowite oddanie na wieki – też w Polsce i nawet ten sam biskup celebrował Mszę św., co i na ślubach s. Margarity.
Chcę jeszcze podkreślić rolę Maryi w moim życiu. Ona pomogła mi w wyborze drogi zakonnej i zawsze na niej towarzyszy, troskliwie prowadząc mnie do swojego umiłowanego Syna. Razem z Nią mogę dzisiaj wołać: „Wielkie rzeczy uczynił mi Pan”…
s. Nina