Miłość

Miłość

„Każdy żyje według swojej miłości” twierdził św. Augustyn, a więc my wspomożycielki ze względu na nasz szczególny charyzmat, którym jest oddanie swego życia Bogu dla ratowania dusz w czyśćcu cierpiących, mamy z miłości do Chrystusa Odkupiciela włączać swoje codzienne życie w Jego Ofiarę uobecnianą w każdej Eucharystii.  Dla wielu osób z pewnością nie będzie to zrozumiałe i niewiele powie. Może nieco prościej jego istotę oddają słowa znanej piosenki religijnej:

„Tak mnie złam,
tak mnie skrusz,
tak mnie wypal, Panie,
byś został tylko Ty,
byś został tylko Ty,
jedynie Ty”.

W zasadzie tego samego pragną dusze czyśćcowe. Chcą, by kruszyło się i łamało, to wszystko co w nich nie jest z Boga. Pragną, by „palił je ogień” tęsknoty za Bogiem, choć przysparza im tak dotkliwych cierpień. One chcą tego cierpienia, bo dzięki niemu w ich sercu pozostanie tylko On – i to już będzie koniec oczyszczenia, to będzie niebo.

Duszom czyśćcowym może przynieść ulgę w cierpieniu jedynie to, co jest uczynione z miłości do Boga i człowieka, gdyż to niedostatek miłości muszą dopełniać czyśćcową pokutą. Stąd nasza miłość do Chrystusa Odkupiciela i dusz Jego krwią odkupionych pragnie nieba dla wszystkich dusz czyśćcowych i wyraża się w akcie całkowitego i nieodwołalnego oddania się do dyspozycji Boga i bliźniego, aż do złożenia „aktu heroicznej miłości”.

„Akt heroicznej miłości” polega na zrzeczeniu się na korzyść dusz czyśćcowych wszystkich wartości zadośćuczynnych naszych modlitw, ofiar, trudów i cierpień, a także wszystkich modlitw po śmierci za nas ofiarowanych. Każda z nas może ten akt złożyć po ślubach wieczystych, ale nie musi – nie jest on nakazany, ale jedynie zalecany siostrom, gdyż heroizmu nikomu nie można nakazać. Podobnie jak nie można nikogo zmusić, żeby wskoczył do wody i ratował tonącego, gdy – być może – nie czuje się na siłach… Tak też miłość heroiczna do dusz czyśćcowych musi najpierw znaleźć w sercu odpowiedni grunt, żeby mogła kiedyś zakiełkować i wzrosnąć pełnią oddania na chwałę Bożą. Trzeba więc do niej dojrzeć, dorosnąć w promieniach miłości i łaski Bożej.

Każda wspomożycielka, składając śluby staje się jakby potrójnym „dłużnikiem miłości”. Jest odtąd „winna” miłość Panu Bogu, osobom cierpiącym na ziemi i w czyśćcu oraz swoim współsiostrom. Ten „miłosny dług” spłaca przez całe życie – modlitwą i codziennością zanurzoną w ślubach czystości, ubóstwa i posłuszeństwa.

Tak w zarysie wygląda pierwsza i najważniejsza część habitu, w którą każda z nas ma się przyoblec, jeżeli chce być prawdziwą Wspomożycielką. Pozostałe cnoty z niej właśnie czerpią swoją rację istnienia i budowania ducha wspomożycielki. Wzorem i sprawdzianem tej „prawdziwości”, są dla nas dwie pierwsze wspomożycielki: Wanda Olędzka i Natalia Nitosławska. O cnocie miłości w życiu jednej z nich – Matki Natalii – O. Honorat tak napisał:

„Miłość Boża była tym słońcem, co życie Jej całe opromieniało, co świętymi czyniło wszystkie Jej sprawy, co nieskończoną wartość wszystkim Jej nadawało uczynkom i jak promień jasny w czystych wód kropelkach tysiącznymi mieni się barwami, tak w Jej sercu czystym ta miłość Boża niezliczone zrodziła cnót kwiaty”.