Jezus odszukał mnie w zatłoczonym kościele
Historia mojego spotkania z Jezusem była wyjątkowa i nieoczekiwana. Miałam wówczas 14 lat. Miejscem, gdzie usłyszałam tę propozycję był mój kościół parafialny. Jeszcze z czasu przygotowania do I Komunii Świętej pamiętałam słowa Księdza Proboszcza, który podkreślał, że szczególnie w każdą niedzielę Jezus czeka na każdego z nas. Te słowa mobilizowały mnie do udziału we Mszy św. w każdą niedzielę.
I tak pewnej niedzieli, w dni wakacyjne, Jezus sam odszukał mnie w zatłoczonym kościele. Po skończonej Mszy św. przysłuchiwałam się prelekcji głoszonej do młodzieży przez jedną z sióstr Wspomożycielek. Pragnienie bycia siostrą zakonną pojawiło się zupełnie nieoczekiwanie. Do tej pory marzyłam jedynie o tym, żeby w przyszłości zostać stomatologiem. Nie rozumiałam życia zakonnego, nie zastanawiałam się, nie pytałam o radę. Towarzyszyło mi jedynie jakieś urzeczenie i zachwyt, radość i szczęście, siła woli i pewność, że Jezus woła. Oznajmiłam najbliższym, że chce iść do zakonu. Uważałam, że decyzja należy do mnie. Byłam bardzo stanowcza, nieugięta, chociaż nikt nie popierał mojej decyzji. Rodzice tłumaczyli mi i byli bardzo uparci, uważając, że nie powinnam podejmować tak ważnej decyzji, będąc jeszcze niepełnoletnią.
Do Zgromadzenia zaplanowałam wstąpić po skończeniu ósmej klasy. Moje plany zostały pokrzyżowane. Rozpoczęłam szkołę średnią w Radomiu i zamieszkałam w internacie, ciągle jednak pragnąc życia zakonnego. Nic dla mnie nie było ważne, ani szkoła, ani zawód – nic! Obiecywałam Panu Jezusowi i sobie, że nigdy nie będę żałować nie ukończonej szkoły. Wiele razy słyszałam, że trzeba mieć powołanie. Nie wiedziałam co to jest. Ja tylko usilnie pragnęłam oddać swoje życie Jezusowi.
Przynaglenie wewnętrzne było tak silne, że nie wyobrażałam sobie czekania kilka lat aż skończę szkołę, dlatego decyzję o wstąpieniu do Zgromadzenia podjęłam w wieku szesnastu lat. Przerwałam szkołę i pierwszego maja zostałam przyjęta do postulatu Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych. Odbywałam go częściowo poza zakonem, mając jednak świadomość, że już przynależę do Zgromadzenia. 29 czerwca tegoż roku, w uroczystość św. Piotra i Pawła, moja zapłakana mama odwiozła mnie do Nowego Miasta n. Pilicą. Rozstanie z najbliższymi było bolesne i dla mnie i dla nich. Wydawało mi się, że tracę ich na zawsze…
Gdy po latach wspominam te chwile, sama nie mogę wyjść ze zdziwienia, że Bóg dał mi tyle odwagi i siły. Jestem pełna podziwu dla Pana Boga, że mnie – czternastoletnie dziecko – potraktował poważnie i obdarzając powołaniem, tak bardzo zaufał.
s. Zuzanna